czwartek, 9 maja 2013

Wszystko się jakoś ułożyło. Jakoś, bo zbierałam się kilka tygodni, w czego efekcie moja ręka była na wzór deski do krojenia. Żałosne, prawda? Bo przecież autoagresja jest chorobą, którą powinno się leczyć.
Ja się w sumie wyleczyłam, a raczej oni mnie wyleczyli. Tak, to zdecydowanie dzięki nim.
Ale... było, minęło i nie ma co do tego wracać. Chcę jak najszybciej o tym zapomnieć, wymazać z pamięci, bo cofnąć czasu, nie cofnę. Niestety.
Tylko, to trochę głupie uczucie... Te spojrzenia ludzi, widzących moje ręce. Ale przecież nic na to nie poradzę, a i oni nie powinni się tak gapić. Przecież to nie ich sprawa, jak wyglądam, co ze sobą robię. W końcu żałuję tych wszystkich momentów, kiedy bezmyślnie sięgałam po żyletkę. Ale już, ugh, koniec tematu.

Flayd w kwietniu skończył rok. Tak szybko minęło. Indi jest zdrów jak ryba i oby tak dalej. Byłam też u fryzjera. Podcięłam trochę włosy i walnęłam sobie blond. Chciałam, żeby wyszło tak jak ma Asia, ale afekt wyszedł całkiem inny, nie taki jak oczekiwałam. Szkoda. Niestety w najbliższym czasie mogę sobie jedynie kupić farbę i przefarbować sama, bo mam od mamy szlaban na fryzjera. ._. Namawiam też rodziców na kolczyk w nadgarstku. Tatę jakoś namówię, a on namówi mamę więc na 100% za kilka miesięcy będę już go miała. Fabian i Igor zamieszkali z nami, bo mają bliżej na uczelnię. Dżizas, co piątek/sobotę, w nocy/wieczorem, kiedy rodziców nie ma przechodzę katusze. Ludzie, ile można się...? Q.Q Wciąż niewyżyci.
Dziewiętnastego Asiałkę ma urodziny, muszę kupić w końcu prezent.

piątek, 8 lutego 2013

umieram.
Nie umiem, wszystko zaczyna być coraz trudniejsze. Pierwszy lutego - pierwsza rocznica śmierci Kacpra. Pierwszej osoby, którą pokochałam ponad wszystko. Pierwszej osoby, której strata mnie zabiła. Cały ten dzień przesiadałam w pokoju. Po raz pierwszy od trzeciego lutego 2012 zdobyłam się odwagę, aby sięgnąć po nasze wspólne albumy. Wyłam. Nawet nie płakałam, ja po prostu wyłam. Dopiero wieczorem poszłam na cmentarz. Sama. Nie chciałam, aby ktokolwiek mi wtedy towarzyszył. Dziś minął tydzień, a ja jak co wieczór siedzę i ryczę. Nie wychodzę z pokoju, nikogo do niego nie wpuszczam. Są tylko Indi i Flayd.

wtorek, 8 stycznia 2013

Pięknie. Świetnie wręcz. sarkazm. ♥ 
Nie wychodzę z pokoju, nie rozmawiam z nikim oprócz Asi, Patryka, Ali, Oliwii i Alana. Jestem w stanie cały dzień leżeć i gapić się w sufit. W bonusie podejrzewają u mnie bulimię.
wykończęsięprędzejniżmyślałam. 

środa, 2 stycznia 2013

Wszystko mi się zniszczyło. Trochę bardzo. Odszedł mówiąc, że to wszystko, co dzieje się w jego życiu go przerasta. Nie umiem funkcjonować bez niego. Bynajmniej nie tak jak funkcjonowałam, gdy był obok mnie. Jakaś część mnie znów została oderwana poprzez kolejną osobę, na której mi tak cholernie zależało, a ją straciłam. Jak tak dalej pójdzie, to wysiądę i będą się mogli pocałować w dupę.
Nie chcę. Nie potrafię. Nie mam siły.





Sylwestra spędziłam o dziwo bardzo miło. W sumie, to gdyby nie oni leżałabym 24h na dobę w łóżku. Nie jedząc, nie pijąc, gapiłabym się w sufit do jebanej śmierci, która nadeszłaby zapewne cholernie szybko. Tak o, wracając do tego, co napisałam na początku.

Dziewczyny przyszły do mnie jakoś przed piętnastą z zapasem filmów. Ruszyłyśmy dupy z domu, poszłyśmy do Tesco (,___,), żeby kupić zapas jedzenia i picia. Potem przyjechał weterynarz, dać zastrzyk Indiemu i zostawić mi jeszcze jedną strzykawkę na wieczór. Dzięki temu Indi nie przejmował się petardami i był całkowicie wyciszony. Flayd za to swojego pierwszego Sylwestra spędził na luzie, niczym się nie przejmując jakby nigdy nic.
Siedziałyśmy w salonie i oglądałyśmy filmy. Było cudnie.
Dziękuję. Kocham.

Evanescence - Going Under. ._.